W zgodzie ze sobą

Ostatnie tygodnie stały się dla mnie poligonem doświadczalnym w temacie bycia i życia w zgodzie ze sobą. A więc tematu, który bardzo często przewija się w życiu każdej z nas, nie tylko wysoko wrażliwej. 

Czym jest życie w zgodzie ze sobą? Wydaje się, że to raczej nic trudnego, wręcz naturalny stan i nie ma się tu nad czym rozwodzić. Po prostu robimy to, na co mamy ochotę, wtedy kiedy chcemy i jak chcemy. Świadomie i z umysłu Dorosłego – jest to proste. Problem zaczyna się wtedy, kiedy na scenę wchodzi podświadomość i nasze ukryte w kącie Dziecko. 

Jak działa podświadomość

Jako dorośli, teoretycznie wiemy czego chcemy lub tak nam się wydaje. Wygłaszamy pewne teorie na temat życia, pracy, ludzi, spraw społecznych itp. Mamy w głowie pewne idee, prawdy i wartości, którymi chcemy się kierować. Jednak bardzo często w sytuacjach nieprzewidzianych, postępujemy nagle wbrew temu, w co wierzymy. Jakaś sytuacja, czyjeś zachowanie uwalnia w nas zupełnie inne pokłady emocji, które powodują u nas najczęściej niechciane zachowania. 


Przykład: 
Mamy w sobie przekonanie, że wszyscy ludzie są równi, każdy człowiek jest wartościowy, niezależnie od wyglądu, koloru skóry czy religii. Jednak w sytuacji, kiedy stajesz twarzą w twarz z osobą na przykład pochodzenia Romskiego, nagle czujesz w sobie niechęć, obawę czy nieufność. Obserwujesz ją z niepewnością i wycofujesz, kiedy ma nastąpić interakcja. Są też tacy, którzy zareagują jeszcze gwałtowniej. I choć po chwili twoja świadomość mówi ci, że przecież nic złego się nie dzieje, nie ma tu żadnego zagrożenia, to jest człowiek jak każdy inny, to niesmak pozostaje, a ty zareagowałaś tak, jak zareagowałaś. 

Z pewnością w dzieciństwie usłyszałaś jakieś zdania wypowiedziane przez rodziców czy dziadków, może jakieś opowieści, a może po prostu miałaś jakieś przykre doświadczenie, które utkwiło ci mocno w pamięci. Cokolwiek to było, wskoczyło zwinnie do podświadomości i rozgościło się tam jako przekonanie: takim osobom nie można ufać. Takich osób trzeba się wystrzegać. 

Przekonanie to wpadło do naszego mentalnego plecaka a my idziemy dalej przez życie, nie weryfikując go z biegiem lat. Jako dorośli, nabieramy wiedzy, doświadczenia, zyskujemy mocne przekonanie, że każdego człowieka trzeba szanować i że człowiek z zasady jest dobry. I nagle spotykamy na drodze wspomnianą osobę i nasza reakcja jest natychmiastowa. Lęk i obawa z dzieciństwa wracają jak żywe, nieufność i poczucie zagrożenia wyskakują z plecaka i nic nie możemy już zrobić. 

Przepakuj plecak

Próbuję już od dłuższego czasu przekonywać innych do tego, że wszystko to, co mamy w naszym mentalnym plecaku od dziecka, możemy teraz zmienić lub zamienić. Tylko musimy być świadomi tego, że mamy jakieś przekonania, musimy je odnaleźć, nazwać i mieć w sobie determinację do tego, aby je zmienić. Bardzo często okazuje się bowiem, że są one silnie połączone z naszą tożsamością i wartościami. Jeśli zatem zaczniemy „grzebać” przy nich, to może się okazać, że nasza podświadomość będzie się bardzo bronić w obawie, że to nas zniszczy. Bo podświadomość robi wszystko, aby nas ustrzec przed niebezpieczeństwem, jakkolwiek je sobie wyobraża. Jeśli w dzieciństwie doświadczyliśmy niebezpiecznej sytuacji (a mogło to być choćby to, że koleżanka w piaskownicy zabrała nam grabki i nikt z dorosłych wtedy nie zareagował) to nasz umysł zapamiętał to i wpisał do podświadomości jako sytuację niebezpieczną, której trzeba się wystrzegać (łącznie z tymi emocjami, które wtedy doświadczyliśmy). Podświadomość nie zna czegoś takiego jak upływ czasu i nawet po 30-40 latach w odpowiedniej sytuacji uruchomi się w nas lęk związany z tamtym wydarzeniem i adekwatna reakcja, która z perspektywy Dorosłego nie powinna mieć miejsca. 

Najważniejsze pytanie: kim jestem?

Myślę, że najważniejszą rzeczą, jaką możemy zrobić, aby zweryfikować przekonania w naszym plecaku to zapytać siebie: kim jestem? Czego chcę? Jakie naprawdę mam wartości?

Okazuje się bowiem, że wiele z nich nie jest naszych. Że są to wartości naszych rodziców lub dziadków, i one wcale nie muszą być złe. Ale nie są po prostu nasze, bo my jesteśmy zupełnie innymi osobami. Mamy już swoje doświadczenia, swoję myśli, emocje i patrzenie na świat. Mamy też inny układ nerwowy, dzięki któremu inaczej doświadczamy świata. I nie ma w tym nic złego. To jest właśnie piękne, że nie ma dwóch takich samych osób, że jesteśmy tacy barwni, kolorowi i różnorodni. I idée fixe jest przekonanie, że powinniśmy się równać do innych, dostosowywać do innych ludzi, wtłaczać w ramy czegoś, co nie jest zgodne z nami. 

W zgodzie ze sobą

W momencie, kiedy dowiedziałam się, że jestem WWO, zrozumiałam co to oznacza dla mnie i dlaczego zachowuję się tak, a nie inaczej. Jednocześnie Życie postawiło mnie w sytuacji, w której musiałam odpowiedzieć sobie na te ważne pytania. Bo zaczęłam się zmieniać, inaczej patrzeć na świat i poczułam, że realia, w których żyję już mi nie odpowiadają. A skoro czułam, że nie po drodze mi z pewnymi ludźmi, otoczeniem i sytuacjami, to znaczy, że muszę dowiedzieć się, gdzie chcę teraz być.

Dzięki różnym narzędziom i technikom zbadałam siebie na tyle, że mogłam odpowiedzieć na te ważkie pytania. A gdy to zrobiłam, mogłam w końcu postawić granice. Nie po to, aby się od kogoś odgrodzić, ale żeby móc poczuć, gdzie kończę się JA, a gdzie zaczyna drugi człowiek. Bo wcześniej przekraczałam swoje granice dla innych, aby móc ich zadowolić, spełnić ich oczekiwania i się dostosować. Z uśmiechem na ustach robiłam rzeczy, na które nie miałam ochoty. Nie mówiłam drugiej osobie, że coś mnie uwiera w naszej relacji, bo bałam się jej reakcji. Nie mając granic, nie wiedziałam, kiedy mogę lub chcę coś zrobić, coś powiedzieć, zdecydować. A co najgorsze: nie traktowałam siebie z uwagą i zaufaniem. 

Dzięki odnalezieniu odpowiedzi na pytania: kim jestem? Czego chcę? Czego nie chcę? Jakie mam wartości? – poczułam, że tworzę na nowo swoje granice i każdego dnia zyskuję coraz większą pewność siebie, zyskiwałam większą wartość w swoich oczach i odwagę do mówienia i komunikowania się ze światem. 

Oczywiście to jest proces i trwa on cały czas, a każda obrona swojej granicy jest, choćby w najmniejszej sprawie, jest ważna i daje moc. 

I to dzięki temu procesowi mogłam w ostatnim czasie zbadać i wzmocnić swoje granice, gdy postanowiłam zorganizować pierwszy raz webinar. Wiedziałam, że lepsze zasięgi i odbiór będzie wtedy, gdy będzie to live, jednak zdecydowałam, że będę w zgodzie ze sobą. Nie czułam się w tamtym momencie na siłach, aby wskakiwać na głęboką wodę, mierzyć się z technikaliami social mediów i co najważniejsze, narażać się z własnej woli na stres. 

To już jest za mną. Kiedyś zrobiłabym to, czego oczekiwałaby reszta świata. Przeżywałabym ogromny stres, dostałabym bólu głowy, odchowałabym to przez następne kilka dni. A i tak efekt mógłby być mierny. Dziś zapytałam siebie, jak się czuję, jakie mam na tę chwilę granice i czego nie chcę. I w zgodzie ze sobą nagrałam webinar wcześniej i udostępniłam w odpowiednim momencie. Może za jakiś czas znajdę w sobie na tyle przestrzeni i gotowości, że pójdę na żywioł 😉 

Na tę chwilę jestem z siebie dumna, że postąpiłam w zgodzie ze sobą. 

Czy Tobie ostatnio też się to udało? Czy czujesz i rozumiesz swoje granice? 

Share
Your Bag
Shop cart Your Bag is Empty